Słabość rodzin jest skutkiem ślepej pogoni za marnościami tego świata i porzuceniem walki o zbawienie dusz. Walka o zbawienie jest katolickim czyli prawdziwym sensem życia. Najbardziej jaskrawym elementem tego zaślepienia jest masowa praca zarobkowa żon i matek, mająca tragiczne duchowe konsekwencje dla dzieci, męża i samej kobiety. Tragiczne, bo skutkującej w pladze aborcji, rozwodów, samobójstw, podrzucania rodziców do domów starców, zagubienia nie tylko ludzi młodych. Rzekoma i toksyczna niezależność kobiety jest tak naprawdę uzależnieniem od obcych ludzi - przełożonych, firmy czyli od tresury tego świata. Panie zaludniają masowo zbędne stanowiska urzędnicze, administracyjne, pomocnicze; sztuczne wytworzoną biurokrację. Wysyłają własne dzieci, by zajął się nimi świat np. obce panie w kołchozach pseudo-edukacyjnych jak żłobki, przedszkola , szkoły czy inne przechowalnie.
Rozwiązanie jest proste. Świadomy powrót do katolickiego model rodziny: mąż jako głowa rodziny. Po katolicku mąż jest oddanym sługą rodziny, który ją utrzymuje i chroni. Oddaje cały swój czas, siły i w pocie czoła zdobyte owoce tym, za których jest odpowiedzialny. Żona strażniczka, dusza i królowa domu. A wszystko połączone węzłem miłości, co już na ziemi jest prawdziwym szczęściem. To zawsze działa, jeśli jest wiara. Jeśli wiary nie ma, wtedy jest mantra o tym, że do pierwszego nie starcza.
A tak po świecku, czy współczesnym zniewieściałym mężczyznom nie przyjdzie do głowy, że to ciężki dyshonor, aby żonie rozkazywał obcy facet. Żeby dzieci były popychadłem w kołchozach szkolnych?
U pań nieustannie żywy jest syndrom biblijnej Ewy. Ciekawe i tęskniące do błyskotek tego świata i trujących owoców, jakie oferuje. Poświęcą temu swoje dzieci i rodzinę. Oczywiście zapewniając, że to wszystko dla nich.
Rubinowicz,
17 IX '23