środa, 1 grudnia 2010

Edukacja domowa - refleksje końcowe

Podsumowując temat nauczania dzieci w domu, spróbujemy spojrzeć na to zagadnienie z pewnego dystansu. Zmagając się z problemem nauczania własnych dzieci, bo to jest dzisiaj niewątpliwie problem, jakby nie zauważamy, że został on wykreowany sztucznie, i to całkiem niedawno. Zaledwie trzy pokolenia wyrosły w systemie przymusu szkolnego.



Wszystkim wydaje się, że tak było zawsze. Od zarania dziejów. Trudno wyobrazić sobie, że mogło być inaczej.

Refleksja pierwsza
A przecież było inaczej. Normalnie. Nie odbierano dzieci rodzicom. Niektórzy rodzice dzisiaj walczą o normalne życie w rodzinie, szamoczą się z przepisami, wymogami, terminami, zakresami, a wreszcie tłumaczą się i wyjaśniają (zupełnie niepotrzebnie), dlaczego to robią. Po co tłumaczyć się z dążenia do normalności? Bo wszyscy żyją inaczej? Bo nie jesteśmy pewni swoich racji? Oczekujemy zrozumienia? Jesteśmy uzależnieni od ludzkich opinii? Niewątpliwie to efekt ...edukacji szkolnej i tresury życia w gromadzie, której wszyscy byliśmy poddani w młodości. Po prostu róbmy to dla dobra naszych dzieci i nas samych, nie oglądając się na innych. Nie oczekujmy jakiegokolwiek poparcia ze świata. Tak będzie nam znacznie lżej.
Swego czasu jacyś bliżej nieznani rodzice zostali poproszeni, by opowiedzieć innym zatroskanym rodzicom, dlaczego uczą dzieci w domu i jak to się robi. Występując przed tak zacnym forum rodzinnym z tematem nauczania domowego, pojawiła się pewna natrętna myśl. Jakich to podłych czasów dożyliśmy, że stan normalności odbierany jest jako ewenement, pozytywny, ale jednak ewenement. Że trzeba wyjaśniać i tłumaczyć, dlaczego życie rodzinne zgodne z planem Bożym ma sens i przynosi dobre owoce. Że życie pod dyktando świata, gdzie rodzina ma rozdzielić się jak najszybciej i na jak najdłuższy czas, musi przynieść i przynosi owoce zatrute. Gorzkie owoce tak dobrze znane chyba każdemu z nas.

Refleksja druga
Edukacja domowa w dzisiejszym rozumieniu, choć roztrząsana jako oddzielne zagadnienie jest, jak wspomniano wcześniej, tematem wykreowanym sztucznie. Powstałym w wyniku agresji biurokracji państwowej wobec rodziny, ograniczenia praw naturalnych rodziców oraz z bezrefleksyjnej i biernej postawy kilku pokoleń, akceptujących ten stan jako normalny a nawet pożądany. Edukacja domowa to tylko część składowa życia rodzinnego, istotny ale nie jedyny i nie najważniejszy element wychowania dzieci. Jest ona naturalną konsekwencją decyzji małżonków o tym, że rodzina i wychowanie dzieci to podstawowy cel ich życia. Temu celowi są podporządkowane wszystkie wysiłki i pragnienia. Taka decyzja musi prowadzić do organizacji rodziny na tradycyjnych zasadach, gdzie żona i matka oddaje się nie w pięćdziesięciu, osiemdziesięciu ale w stu procentach sprawom domu i wychowania dzieci. Wyklucza pracę zawodową matki, bo jej praca poza domem jest organiczną przyczyną dezintegracji rodziny. Mąż i ojciec traktuje pracę zawodową jako narzędzie dla utrzymania rodziny i jako przykład dla dzieci, a szczególnie synów, solidnego wykonywania obowiązków. Tylko tyle i aż tyle. Praca nie ma być miejscem realizacji siebie, rozwoju dla rozwoju, kontaktów towarzyskich czy azylem od trudów życia rodzinnego. Na "realizowanie siebie" jest miejsce wyłącznie w rodzinie. Taka postawa jest krańcowo przeciwna tresurze, jakiej poddawani są ludzie. Świat przydziela nam zupełnie inne role. Możemy wybierać. Zauważmy chociaż, że jest taki wybór.
Edukacja domowa nie jest zatem jakąś opcją, alternatywnym sposobem na nauczanie dzieci, ewentualnością. Jest SKUTKIEM kluczowej decyzji o tradycyjnej organizacji rodziny.

Czy nie ma innych sposobów na edukację domową? Są. Prowadzą jednak w krótszej lub dłuższej perspektywie do zaniechania. Jeśli chcemy żyć tak jak wszyscy, ale podoba nam się uczenie dziecka w domu, czy to przez mamę w wolnych chwilach od światowych zajęć, czy przez podnajęte nauczycielki, albo chcemy być trochę trendy i oryginalni, a może zrobią z nami wywiad, może targają nami jakieś nieokreślone emocje i tęsknoty to zostawmy dziecko w domu choć na jeden rok. Ten rok a może dwa życia w domu, poza gromadą szkolną to wielki zysk dla naszych dzieci. Bo dłużej być trendy chyba nie podołamy.

Refleksja ostatnia
Czy ma sens ciągłe roztrząsanie tematu edukacji domowej, tradycyjnej rodziny, powrotu matek do domów? Jeśli chcemy poznać przyczyny degeneracji świata, to w zasadzie na tym powinniśmy się skupić. Zauważymy, że masowy exodus matek z domów, porzucenie swojego powołania oraz przymusowe wcielanie dzieci do szkół są czasowo zbieżne z niespotykaną w historii masową eksterminacją ludzi. Wszystkie wojny świata, z II Wojną Światową i bestialstwem komunizmu włącznie, nie pochłonęły tyle ofiar, co rozerwanie rodziny i wyprowadzenie matek i dzieci z domów. Przecież po ostatniej wojnie zabito ponad miliard dzieci nienarodzonych. Zabito i nadal się zabija - otruwa, rozrywa, dusi miliony dzieci decyzjami matek i ojców zajętych "swoimi sprawami". Kielich krwi niewinnej wypełnił się po brzegi.



Rubinowicz
1 grudnia 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz przesłany do moderatora