czwartek, 24 września 2009

Mali Krzyżowcy

Z nadzieją i wzruszeniem dostrzegamy rosnącą wśród młodych tęsknotę za czynem, za walką, za poświęceniem, by zdobyć to co dobre, wzniosłe, piękne.



Ta czysta, bezinteresowna tęsknota rozpala młode serca historiami krucjat, walk templariuszy, zmagań rycerstwa. Potęga wiary, dzielność i charyzmat króla Baldwina rozbudza wyobraźnię. Wszyscy oni, a po nich kolejne pokolenia, kładli fundamenty, budowali i bronili cywilizacji Christianitas. Cywilizacji, która coraz bardziej wydaje się nam słodkim, odległym snem. A jednak czujemy się jej spadkobiercami.

Nie uciekniemy przed tym pytaniem
Jak my wyglądamy względem tych pokoleń? Co robimy z otrzymaną spuścizną chrześcijaństwa? Spuścizną, trzeba to przyznać, mocno już nadszarpniętą. Chyba staniemy milczący, jak wywołany na środek klasy uczeń, świadomy swoich zaniedbań. Spuścimy bezradnie głowę. To byłaby uczciwa reakcja. Albo nie, zaprotestujemy, co to znowu za pretensje?! Przecież działamy, mamy takie zdrowe poglądy, wskazujemy na ewidentne zaniedbania innych.

Mimo szumu, zgiełku i pustego aktywizmu nie da się nie zauważyć gwałtownie narastającej martwoty i barbarzyństwa otaczającej nas cywilizacji. Zalewa nas fala goryczy, nerwowo maskowana blichtrem konsumpcji, jałowych podniet i niekończących się festiwali tandety. Konieczny jest nowy etos i nowa nadzieja. Etos rycerzy i krucjat jest już chyba nie do powtórzenia w jego tak spektakularnym heroizmie walki duchowej i zbrojnej.

Etos rycerzy i krucjat jest do powtórzenia. Jest konieczny dla naszego dalszego istnienia w tym tak niespektakularnym heroizmie walki duchowej i w szarym, codziennym wypełnianiu powołania. Walki o własną rodzinę, żonę i dzieci. Walki z własnym egoizmem i ustępliwością wobec świata. Walki, w której codzienne, pokorne zmagania, by budować i obronić święte mury własnego domu, przyniosą obojętność i odrzucenie a wreszcie prześladowania księcia tego świata. Ale walka ta wzbudzi zachwyt Aniołów i ich potęga przyjdzie nam z pomocą, by odeprzeć niszczące ataki. Modlitwa i praca, ufność i nadzieja, a także pewna głuchota na zawodzenia tego świata, to oręż w tej walce. Do takiej walki niech się młode serca gotują.
Jeśli obronimy rodziny, jeżeli nasze żony wychowają dzieci dla chwały Tego, który nam je powierzył, jeśli obronimy każde życie poczęte, wtedy dopiero oczy skierujemy na Jerozolimę. Powróci ona do ojczyzny Christianitas, jak powrócą inne narody i kraje umęczone, a miecz nie będzie już potrzebny. Sami przybędą do zdroju żywej wody, spragnieni.

Mali Krzyżowcy
Tymczasem w tym gnuśnym świecie, zdawałoby się świecie zwierzęcym, który pognał za rzuconym ochłapem, pozostawiając prawdziwe skarby, trwa nieustanna, heroiczna walka. Walkę prowadzą ci mali i słabi, niczym dziecięca krucjata sprzed wieków. Podobnie jak te dzieci z krucjaty giną, ale giną duchowo, nie fizycznie i nie jest to dla nas pocieszenie. Kimże są te dzieci? To maluchy wypychane z domów do żłobków i przedszkoli. One to w porywie serca walczą o normalny dom, o rodzinę, o mamę koło siebie. Walczą dzielnie, z całego serca i ze wszystkich sił. Tak jak potrafią. Krzykiem, płaczem, kurczowym trzymaniem się maminej nogi. Co za groza! Trzeba walczyć z własną mamą. Ach, jaka udręka! To dziecko walczy z własną mamą o siebie, o nią, o tatę. O to, co jest podstawą naszej cywilizacji, o prawdziwą rodzinę. Walczy nieświadome, że jest ostatnim krzyżowcem, walczy z czystym gorącym sercem.

Po niedługim czasie w pracy mama oznajmi z gorzkim tryumfem. Dziecko się przyzwyczaiło. Tata odetchnie również z ulgą, obserwując zmagania z dystansu.

Nie, dziecko się nie przyzwyczaiło, przegrało, poległo. Zostało złamane.

Wyedukowana pani z przedszkola gorliwie pouczy, że trzeba być konsekwentnym. Nie można się wahać, gdy łamiemy dziecko. Jako dowód zwycięstwa dzieci zaproszą rodziców na teatrzyk. Będzie też piosenka „Jak dobrze w przedszkolu być”. Na pytanie pani, czy lubicie chodzić do przedszkola, dorośli usłyszą gromkie, dziecięce „taaak”. Dzieci przecież wiedzą, co dorośli chcą usłyszeć. Później pójdzie już gładko. W rytm tamburyna i grzechotki dzieci poznają co to gromada, rówieśnicy i wspólne walki o zabawki. Wieczorem zmaltretowane i coraz bardziej dzikie powrócą do domów, by rano ze ściśniętym sercem znów gnać do przedszkola. Wyrwane z organizmu rodziny, by być elementem w mechanizmie świata.

Wspomniano coś o świecie zwierzęcym. Niesłusznie. Czy wilczyca wypycha swe małe, porzuca je, bo nęcą ją wonie tego świata? Nie. Tak postępuje tylko człowiek. Wilczyca rozszarpie śmiałka chcącego odebrać jej dziecko.

Ale przecież może być gorzej. Jest dom dziecka, jest „okno życia” u sióstr. Jest ponura cywilizacja śmierci, przy której patrząc na główki przedszkolaków pomyślimy, że to jednak szczęściarze. Bo przecież narodzili się. Ktoś zatrzęsie się z gniewu. Jak można! Co za porównanie?! Otóż porównanie jest na miejscu. W każdym przypadku dziecko jest zawadą. Przeszkodą w planach, które są najważniejsze dla dorosłych. Dzieciom nie chcemy dać ani serca, ani czasu, oddajemy je światu. Odrzucamy czystą miłość, by zaskarbić sobie pochwały świata. Ta czysta dziecięca miłość nie jest kochana. Jest odepchnięta i sponiewierana. To druga przyczyna, przez którą gorycz zalewa świat. Pierwszą przyczyną jest odrzucenie miłości Bożej, a dziecięca miłość jest właśnie jej odbiciem. Rośnie gorycz i rośnie kolejne zmarnowane, wyhodowane i niewychowane pokolenie. Tak dalej być nie może.

Daliśmy dzieciom życie, otrzymaliśmy je w darze, dajmy im nasze serce, a zdobędziemy świat. I to jest chyba zadanie dla młodych, marzących o walce i chwale. To jest krucjata na XXI wiek.


Rubinowicz
wrzesień 2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz przesłany do moderatora